Wiszę oczami pamięci kamienie - trudno zagadać czy będące resztkami starożytnych domów i świątyń, czy naturalnymi skałąmi, widzę ląki, na których przeszło dwa tysiące siedemset lat temu szukali mowego mejsca a ziemi pierwsi kolonizatorzy z Grecji. Gdzie znajdując w jaskiniach czaszki karłowatych słoni, roili sobie istenienie jednookich Cyklopów i smuli historie o wynaturzonych dzieciach Zeusa, o strąceniu do Tartaru, o spotkaniu wędrowca Odysa z biednym Polifemem,
Jarosław Mikołajewski Knihy






Ponad pięćdziesiąt nowych wierszy Jarosława� Mikołajewskiego - jednego z najbardziej cenionych polskich poetów współczesnych Przyszłość zapisaną w przeszłości można znaleźć nie tylko w dziełach sztuki, ona tkwi w codziennych zdarzeniach. Wszystko zależy od tego, kto tę przeszłość czyta. Jarosław Mikołajewski umie przeszłość odnaleźć w epizodach, gestach z pozoru błahych. Sen ojca, oderwane skrzydło motyla mogą mieć dla zrozumienia własnego losu i istnienia - jak pokazuje autor - zasadnicze znaczenie. Nowy tom Wyręka niesie ogromny ładunek emocji - od rozpaczy do beztroski, od pobłażliwego uśmiechu po grymas przerażenia - nieraz w jednym niedługim tekście. Poeta w sobie tylko znany sposób łączy głębię refleksji z naturalnym, mocnym językiem, stapiając te elementy we frazy, od których trudno się uwolnić. Jarosław Mikołajewski to poeta, który staje się przewodnikiem prowadzącym przez filozoficzne pytania i myśli tak, że nie czujemy ich ciężaru, traktujemy je jak swoje, pierwsze. Świetnie, że jest ktoś, kto kontynuuje tradycję poezji kojarzoną u nas z Wisławą Szymborską, poezji czystej, ale błyskotliwej i autoironicznej; świadomej, ale niehermetycznej.
Jarosław Mikołajewski jest poetą, reporterem, prozaikiem. Pisze dla dorosłych i dla dzieci, tłumaczy z języka włoskiego. Mieszka w Warszawie, pracuje w Muzeum Literatury imienia Adama Mickiewicza. Co dzień opowiada o Mickiewiczu dzieciom, młodzieży, a czasem także dorosłym. Wszystkim gościom Muzeum pokazuje pewną dębową skrzynię i mówi: „Ten dębowy kuferek dała Adamowi mama, kiedy ten jechał na studia...”. Specjalnie dla Muchomora skreślił opowieść o życiu Mickiewicza. Lektura obowiązkowa!
Nowy tom wierszy Jarosława Mikołajewskiego, jednego z najbardziej cenionych polskich poetów współczesnych, to poruszająca poetycka odpowiedź na codzienne, często bolesne wydarzenia pandemicznej rzeczywistości. Poeta filtruje świat przez pryzmat osobistych doświadczeń i pokazuje drobiazgi, tropy, dzięki którym możemy dostrzec więcej, poczuć mocniej, być bliżej tego, co w danym momencie najważniejsze. Pustka, samotność, odcięcie od dotychczasowej rutyny to teraz nasze wspólne doświadczenie. Rzeczywistość się rozmywa, a uczucia i obrazy zyskują nowe sensy. Czasem ratuje nas podświadomość, która usuwa z pamięci dawne znaczenia, innym razem otulają sny. A może to właśnie w nich warto poszukać siebie na nowo? Ważny i kojący tom, który przekonuje finezją, uważnością i pokrzepia wspólnotą doświadczenia.
Przejmujący, sugestywny tom, w kt�rym obserwujemy przechodzenie pomiędzy osobistym doświadczeniem zawieszenia, daremności, przemijania a doświadczaniem metafizycznym: szukaniem sensu, Boga, swojego miejsca w świecie. Sny, kt�re przywołują obrazy apokaliptyczne i złowieszcze - poczucie nieuchronnego kresu, odpowiedzialności za świat, kt�re biją z tego tomu, układają się w przewrotny lament nad sobą i światem. W tym hiperbolicznym świecie jest też trochę miejsca na inne charakterystyczne dla Mikołajewskiego motywy: rodzinę, wyraziste komentarze, przekorne pytania, pokazywanie chropowatej rzeczywistości przez epizod, detal.
Trzęsienie ziemi jest dla Włochów kataklizmem znacznie częstszym i złowrogim niż dla Polaków powódź. Trzęsienia, które nawiedziły w drugiej połowie zeszłego roku Umbrię, Marche i, w mniejszym stopniu, Toskanię i Lacjum, dotknęły samego serca Włoch i Europy. Do rangi sym-bolu urósł widok zburzonej Nursji – ojczyzny św. Benedykta i św. Scholastyki. Zwłaszcza bazy-lika, po której pozostała tylko frontowa ściana. I widok ludzi modlących się na placu, klęczą-cych jak przed widmem odchodzącego świata, zwiastunem Apokalipsy. Ale kataklizm wyzwala również braterstwo. Nie tylko ludzi. Również ludzi i zapomnianego Boga. Ludzi i zwierząt. Lydzi i ich dziedziczonego pejzażu.
Pewnego dnia z książki na zagraconym biurku wysuwa się oderwany fragment starej gazety z pytaniem: Kim jesteś, Zuzanno? Jarosław Mikołajewski nie pamięta, kiedy zapisał to zdanie. Ale pamięta, że pierwszy raz usłyszał o Ginczance, gdy miał kilkanaście lat. Moja fascynacja zrodziła się z szoku, że chodziło o młodą, zamordowaną poetkę żydowską, o której mówiono, że była piękna jak nikt, jako człowiek i jako kobieta. Jedno oko miała niebieskie, drugie zielone. Nie, jedno ciemne, drugie pomarańczowe. Jej własna twarz ją zdradziła, jej piękna twarz powie ktoś później. Wysoka, smukła, ładna, elegancka, piękna, najpiękniejsza, dowcipna, inteligentna, łagodna, choć ironiczna Poeta goni za cieniem zamordowanej poetki, po której zostało niewiele ponad wspomnienie zjawiskowej urody i nieliczne wiersze, od których nie umie się od kilkudziesięciu lat uwolnić. Mikołajewski wiele razy słyszy w czasie swoich długoletnich poszukiwań poetki: Zakochałeś się w niej i już. Dla tłumacza, poety, bajkopisarza, najbardziej czułego z reporterów granice gatunków nie istnieją. Dlatego reportaż wspierany wymianą korespondencji z włoskim przyjacielem miesza się tu z poezją, by w końcu przejść w dramat i tak fikcja żeni się z rzeczywistością, żeby opowiedzieć coś, co było lub miało być, lub być powinno. To nie jest nie tylko opowieść o Zuzannie Ginczance. To opowieść o kimś, kto jej szuka. O obsesji, legendzie, poezji, wojnie. I o samym szukaniu.
Lampedusa. Włoska wyspa, choć bliżej stąd do Afryki niż do Włoch. Dwadzieścia kilometrów kwadratowych lądu na Morzu Śródziemnym. Najwyższe wzniesienie: sto trzydzieści trzy metry. Drzew prawie nie ma. Ptaki tylko przelatują nad wyspą: jesienią z Europy do Afryki, wiosną z powrotem. Żyją tu żółwie, króliki i ogromne psy. Oraz sześć tysięcy czterystu Lampedusańczyków, przez których życie przewinęło się około ośmiuset tysięcy uchodźców uciekających przed wojną i ubóstwem. Ich łódki rozbijają się u wybrzeży Lampedusy. Morze wyrzuca na plaże buty, puszki z jedzeniem, dziecięce zabawki Książka Jarosława Mikołajewskiego to opowieść o wyspie i jej mieszkańcach lekarzu, księdzu, miejscowym artyście, opiekunce żółwi, profesorze, który kopiuje obrazy Caravaggia którzy na co dzień obcują z tragedią ludzi przychodzących z morza. Mikołajewski poeta i znawca kultury włoskiej z czułością i delikatnością kreśli reporterski portret wyspy przedsionka Ziemi Obiecanej uchodźców. Lampedusa jest kroplą: skupiona jest w niej jak w soczewce współczesna Europa i problemy, z którymi musi się zmierzyć. Wszyscy dziś jesteśmy Lampedusańczykami.
WYJAŚNIENIE NA MARGINESIE Nie powstałam z prochu, nie obrócę się w proch. Nie zstąpiłam z nieba i nie wrócę do nieba. Jestem sama niebem tak jak szklisty strop. Jestem sama ziemią tak jak rodna gleba. Nie uciekłam znikąd i nie wrócę tam. Oprócz samej siebie nie znam innej dali. W wzdętem płucu wiatru i w zwapnieniu skał muszę siebie tutaj rozproszoną znaleźć.
W szczelinie miedzy czuwanie a snem. Sto dziesiec wierszy wloskich poetow wspolczesnych